XIV Rajd z Kompasem – przygoda z happy endem

Tym razem wyjątkowo start był trochę spontanem. W tym terminie miałem brać udział w Kaszubskim Kaprze, który niestety odwołano. Nie ma jednak tego złego co by na dobre nie wyszło i żeby zapełnić tą pustkę zapisałem się na XIV Rajd z Kompasem, który odbył się w Goręczynie koło Wieżycy. Tym razem nie solo, a z ekipą. Najpierw wraz ze mną zapisał się Michał (kompan z ostatnich kilku Spirosów) i w ostatniej chwili rzutem na taśmę Paula. W takim ultra teamie pod szyldem BigYellowFoot Adventure Team stawiliśmy się na starcie. Mało biegam na zawodach w tym roku więc tym bardziej czułem ekscytację na myśl o jakiejś rywalizacji. Plan był iście bojowy, żeby uporać się z trasą w 3 max w 4 godziny. Plany a rzeczywistość… Woody Allen powiedział „Jeśli chcesz rozśmieszyć Boga, opowiedz mu o twoich planach na przyszłość.” I chyba idealnie by tu to pasowało, bo plan planem a rzeczywistość rzeczywistością. Pogoda typowo letnia. Całą noc temperatura nie miała spaść poniżej 15 stopni więc każdy z nas w krótkich spodenkach i rękawku. (Ah ta naiwność, że tak na lekko będzie fajnie.) Startowaliśmy w połowie stawki, (ani z przodu ani z tyłu) jednak to nie ma większego znaczenia, ponieważ punkty kontrolne są zaliczane w dowolnej kolejności i każdy ściga się tak naprawdę z samym sobą, obierając własną indywidualną linię przejścia całej trasy. No to 5 minut, dwie…. wywołują nas… jeszcze trzeba poczekać do wybicia dokładnie naszej minuty startu i dostajemy mapy i kartę do podbijania punktów. Pierwsze co robimy to ustalamy sobie trasę… który punkt, jaka kolejność, którędy itd. Nie ma co za dużo myśleć, ale warto krótko się zastanowić. Pierwsza myśl najlepsza, więc trzymamy się tego do końca, żeby nie wprowadzać chaosu. Być może była lepsza droga… Jaką trasę Ty byś wybrała/wybrał? Poniżej mapa z punktami.

Jeszcze tylko ogarnąć się, gdzie się jest na mapie i można ruszać do pierwszego punktu. I tu następuję kilka okoliczności po których wiesz, że ten start może nie być do końca tak szybki, spokojny jak sobie zaplanowałeś. Droga skrajem pola po mokrej trawie (niedługo przed startem przeszła burza w okolicy) sprawia, że buty od początku i jak się później okazało już do samego końca nie wyschną. Bywa i tak. Dobiegamy w okolice pierwszego punktu i rozglądamy się wokół. Powinien być koło trochę szerszego kanału na środku pola, ale którędy tu pójść? Tutaj pokrzywy… tutaj szerszy rów z wodą i błotem. Wszystko podmokłe. Próbujemy z właściwej strony, ale gęste pokrzywy skutecznie nas zniechęcają. Tak więc z drugiej. Przeskoczyć przez rów z wodą i dalej przez podmokły teren. Grząsko ale jakoś idzie. Podbijamy punkt i wracamy na skraj pola tą samą drogą. Znów rów… skaczę… i?? …nie doleciałem 🙁 Jedna noga zapadła się. Ledwo ją wyciągnąłem nie gubiąc buta w tym błoto-bagnie 😉 ahh te uroki InO. Jak nie ugrzęźniesz, jak się nie zapadniesz to co to za zabawa?! 😛 Ręka uwalona, cały but zmienił barwy na błotne łącznie z łydką… no i jest fajnie, można biec dalej. Kolejnych kilka punktów poszło gładko, aż do nr 3. To pierwsze z dwóch miejsc gdzie dopadło nas zwątpienie. Dobiegliśmy tam główną drogą i niby wszystko nam się zgadzało, ale punktu nie było. Naszukaliśmy się co niemiara. Mnie na pewno zmylił dziwny zakręt na głównej drodze, która wydawała się w miarę nowa, a na mapie niekoniecznie taka musiała być. Dodatkowo jedna droga była na mapie, a w rzeczywistości las ją już chyba wchłonął, bo ani sladu. No ale przeszukując wszystko co się da w końcu trafiliśmy na dobry trop. I punkt odhaczony. Tak bywa i to jest najlepsze w tym wszystkim. Czasem trafi się szybko punkt, a czasem jakby diabeł ogonem przykrył. I tak naprawdę odtąd zaczęła się fajna przygoda. Po pierwsze zrobiło się zupełnie ciemno. Po drugie zaczęło się chodzenie do niektórych punktów na azymut (czyli łapiąc kierunek i idąc według wskazań kompasu). Raz nam to wychodziło lepiej, raz gorzej. Kolejne 3xPK zrobione i dalej schodzimy w stronę PK 13. I uprzedzając fakty okazał się dla nas wyjątkowo pechowy. Zlokalizowany na poziomie jeziora. Gdy zeszliśmy z okolicznych wzgórz, mgła/parowanie czy coś takiego dziwnego mocno ograniczała nam widoczność. Odbijało się to w świetle czołówki i nie sposób było dojrzeć co jest w oddali. Ciężko było zorientować się w terenie. Tutaj też zrobiliśmy mały błąd i przeszliśmy polaną zbyt daleko. Myśląc że jesteśmy przy punkcie, próbowaliśmy przedrzeć się na drugą stronę moczar gdzie powinien być on zlokalizowany. No ale wejść na typowe bagna i zalegającą wodę to trochę bez sensu, więc spróbowaliśmy to obejść. Stanęła przed nami duża polana… a na niej równiutko usiane pokrzywy. Nie trzeba chyba dużo mówić jaka to przyjemność w połączeniu z krótkimi spodenkami? (tak to jest ten moment kiedy uświadamiasz sobie czemu każdy mimo +15 stopni jest w długich spodniach 😀 – w sumie to jeszcze chyba można dodać do tego obawę przed kleszczami) 😉 Przeszliśmy spory kawałek, ale dalsza droga nie napawała optymizmem. Istne tortury. Ja już miałem wyjątkowo dość tego pieczenia od pokrzyw (nogi mocno pulsowały) i widząc, że przed nami jeszcze masa drogi w żółwim tempie zawróciliśmy próbując obejść to na około. Do punktu trafiliśmy zupełnie z drugiej strony tracąc niepotrzebnie prawie 45 minut. Morale przez to trochę spadły, ale na szczęście punkt odhaczony, więc można walczyć dalej. Z myśli, żeby to wygrać przeszło na tory, żeby znaleźć wszystkie punkty. To też jest duży sukces. Więc dalej w drogę. [Po powrocie sprawdzając ślad trasy zapisany przez GPS utwierdziłem się w tym jak blisko byliśmy miejsca punktu – za jasnego, albo bez tej ograniczonej widoczności, myślę że bylibyśmy do przodu o 45 minut i bez pokrzywowej kuracji]. Dalsza droga, kolejne punkty. Tutaj Jabol popisał się prowadząc i naprowadzając nas wprost na punkt nr 8. Perfekcja. A do tego mieliśmy wyjątkowy zmysł, połączony pewnie z lekkim szczęściem i ogarnięciem, który pozwolił nam wybierać właściwe punkty w miejscach gdzie były też punkty stowarzyszone czyli jeden lub dwa dodatkowe mylne położone w bliskim sąsiedztwie tego właściwego. Opisywać po kolei resztę chyba nie ma sensu. Było już w miarę prosto, prócz jednego. PK 9 był schowany na skraju lasu za gęstymi drzewami, ale wiedząc gdzie powinien się znajdować nie stanowił większego problemu. Jedynie przedarcie się przez krzaki stanowiło lekkie wyzwanie. Na koniec został nam kilku kilometrowy powrót do bazy z zaliczeniem ostatnich dwóch punktów po drodze. Poszło sprawnie, ale dobiegliśmy na metę po ponad 5 godzinach (a limit 7h). Strasznie długo. Więc pewnie to nie te zawody kiedy otrzemy się o podium. Z resztą liczy się tak naprawdę przygoda. Kolejna miejscowość, kolejne nowe tereny, kolejne doświadczenie. Zdaje się, że to jest najfajniejsze, a dobre miejsce to dodatek jak wisienka na torcie. Przynajmniej może mamy wszystkie punkty dobrze? To już też by był fajny sukces, nie zebrać żadnych puntów karnych. W bazie rajdu pierwsze co to wziąłem prysznic. Nie ma nic lepszego niż obmyć się z tych wszystkich pajęczyn, błota, pajęczaków, robali i całego leśnego życia. Naprawdę ten las po ciemku aż tętni życiem. A potem? wyżerka 😉 Tym razem był pyszny żurek, śledzik w śmietanie i na deser kiełbaska z ogniska. Wprost idealnie 😀

Meta jest. Punkty są (choć czy dobre?). Satysfakcja jest. Tylko ten czas… aż prawie 5,5h. I ten dystans. Niby 15km, a tu nam wyszło 24,5km. Oj to nie może być nic dobrego. Wracamy do domu, bo i tak musimy i nie możemy czekać do 6.30 na ogłoszenie wyników. Zobaczymy je jutro na spokojnie. Czekałem i nie czekałem tak naprawdę na nie. Bardziej chyba byłem ciekawy w którym punkcie się pomyliliśmy niż które miejsce zajęliśmy. Jakie było moje zdziwienie, a zarazem radość, gdy okazało się, że zajęliśmy… 1 miejsce. I to jako jedyni nie mając żadnych punktów karnych. Chyba ta trasa była rzeczywiście wyjątkowo wymagająca. Satysfakcja niesamowita 🙂 A wrażenia z Ino, zwłaszcza tych nocnych fragmentów nawet w połowie nie oddaje ten opis. Las w nocy nie jest ani taki zły, ani taki straszny. Warto spróbować. To wyjątkowe wyzwanie i wyjątkowa przygoda. A tym czasem i tym razem dzięki Paula, dzięki Jabol!!!! Dzięki za pomoc, dzięki za towarzystwo, dzięki za kolejną przygodę i dzięki za ten sukces 🙂 a organizatorom zKompasem dzięki za kolejną fajną trasę i super klimat w bazie rajdu.  No i za świetny medal na pamiątkę. Tak trzymać 😉 Do zobaczenia na kolejnych edycjach! 🙂

Nasza trasa w kolejności punktów to: 1,16,5,2,3,7,4,6,13,12,8,9,10,11,14,15. Poniżej nasz ślad nałożony na mapę.

 

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *